piątek, 23 sierpnia 2013

Skłonności do obsesji. (proszę, przeczytajcie ten wpis)

musli Lo z owocami z ciepłym mlekiem sojowym, brzoskwinia 
muesli Lo with fruits with warm soy milk, peach 



Śniadanie jedzone w łóżku z książką. Brakowało mi tego. 

***

Zastanawiałam się ostatnio, czy osoby zmagające się niegdyś z obsesją na punkcie jedzenia (Piszę "niegdyś", choć jakieś małe potyczki toczone są i będą pewnie nie raz, ale czy byłego alkoholika nie przestaje się nazywać byłym alkoholikiem, mimo, że nadal musi unikać, uważać na  trunki?) mają skłonność do popadania w obsesje również na innym punkcie, np. ćwiczeń fizycznych? 
Nie są to tylko moje przemyślenia - pewna dziewczyna z którą koresponduję (a wychodzi ona z zaburzeń odżywiania) przyznała, że wręcz boi się czy ćwiczenia nie staną się jej nową obsesją, bo ostatnio ćwiczy dużo, martwi się tym, że po rozpoczęciu roku szkolnego będzie musiała to zmienić, martwi się tym też przed wakacyjnymi wyjazdami z bliskimi. 
Sama zauważyłam, że kiedy, tak jak teraz w wakacje, mam więcej czasu, to mój dzień podporządkowany jest nieco za bardzo ćwiczeniom. Wczoraj spędziłam na nich dwie godziny nie wliczając 30 minutowego biegu i rozciągania (oczywiście zazwyczaj jest ich mniej, biegam też nie codziennie, ale najłatwiej przypomnieć sobie coś co było wczoraj). Niby zawsze "po" czuję się lepiej niż "przed" i jest też ta przemiła satysfakcja, że zrobiło się trening, coś dobrego dla swojego ciała, które przecież musi odbudować zniszczone kiedyś mięśnie, ale czy towarzyszyć temu musi wewnętrzny przymus, zobowiązanie. A może bez niego nie było by wystarczającej motywacji by się ruszyć? 
Czuję coś takiego, właściwie to czuję taką mieszankę różnych odczuć i powiedzcie mi czy to obowiązkowość, zdrowe zaangażowanie w odbudowywanie swojego ciała czy początek obsesji. Bo nie wiem. Równie dobrze mój wewnętrzny leń może się właśnie odzywać i głosić: "Nie chce mi się. Masz obsesję, musisz z tym skończyć, nie rób nic, siedź na tyłku, to ja też nie będę musiał nic robić." Tak, to bardzo prawdopodobne. 
Dzisiaj postanowiłam sobie odpuścić i najprawdopodobniej nie będę ćwiczyć. Chyba godzinę rano leżałam w łóżku z książką, a potem pozwoliłam sobie usiąść przed monitor. I to napisać. Szczerze, bardzo mi zależy na waszym zdaniu. I radach. 

***

I przepraszam za jakość zdjęcia, to nie był jeden z tych dni oświeconego aparatu. 




9 komentarzy:

  1. Hmm.. Jeśli o mnie chodzi, to mam czasem tak, że bardzo chcę ćwiczyć, bo czuję się źle. Zwykle jest to po dniu, kiedy nie powstrzymywałam się z jedzeniem np. słodkie u babci. Ale osobiście nie lubię ćwiczyć i zwykle kończy się małym postem w następny dzień.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tak samo... . Nie potrafię odpuścić. Ćwiczę codziennie. Gdybym miała nie ćwiczeń, czułabym się źle. Jejciu, może to faktycznie obsesja (?).

    OdpowiedzUsuń
  3. gdybym miała nie ćwiczyć*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeny, ja też. Ja- była anorektyczka mam tak samo. Po chorobie sporo przytyłam 40kg (kompulsywne objadanie się, bulimia) co z kolei zakończyło się lekką otyłością. Udałam się więc do dietetyka. Mam dietę od 4 miesięcy i schudłam już ok 20 kg. Dietetyczka na każdej wizycie mówi mi, że nigdy nie miała takiego pacjenta, jak ja. Zawsze mnie chwali, że idzie mi nadzwyczaj dobrze. Ale co z tego, skoro znowu żyję w schemacie, zamknęłam się w sobie? Ćwiczę też codziennie 40 min rower stacjonarny, 40 min hula hop+sprzątanie i inne czynności domowe, bo w miejscu nie mogę usiedzieć. To jest chore. Np eczoraj strasznie bolały mnie mięśnie, ale i tak spaliłam 700kcal na rowerze, żeby poczuć się lepiej. ED to chyba najgorze, co może się przytrafić.:x

    OdpowiedzUsuń
  5. cóż, masz niestety rację. ja nie miałam stwierdzonej choroby, powiedzmy, że byłam o krok i sama się (prawie) wyplątałam - prawie, bo z tego nigdy do końca nie wyjdziesz, prawda? a jednak te małe przyzwyczajenia zostały, pomimo tego, że sama potrafiłam z tym skończyć - może u mnie to nie jest taka obsesja, ale chociażby moje ukochane, mające mnie odprężyć jeżdżenie rowerem - to może jeszcze kółeczko, to może jeszcze w tę stronę, oby więcej. albo głupie sprzątanie domu - przez 3 godziny, padam na łeb, ale "jeszcze poodkurzam, muszę to skończyć"

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak. Sama mam problemy z zaburzeniami odżywiania i miałam też problem z obsesją na punkcie ćwiczeń.
    Wszystko się łączy.
    W Twoim mózgu zakodowane jest, że musi wybierać- albo jedzenie i ćwiczenia albo brak ćwiczeń i brak jedzenia. Nawet nie wiedząc o tym wciąż boisz się przytycia, ale chcesz jeść- broniąc się ćwiczeniami.
    Wszyscy namawiają do aktywności fizycznej, ale przejrzyj na oczy. Aktywnością jest spacer, nawet sprzątanie domu. Ponad 2,5 godziny intensywnych ćwiczeń dziennie to katorga- z pewnością nie sprawia Ci to przyjemności, a zamiast wzmacniać, wyniszczasz swój organizm bo nie ma czasu na regeneracje.
    Miałam ten sam problem, ale sobie poradziłam. Przestałam ćwiczyć na 2 tygodnie bo byłam tak już tym zmęczona, że na samą myśl chciało mi się płakać (ale ciągle wmawiałam sobie, że to lubię, że sprawia mi to przyjemność). Po tym czasie zaczęłam biegać- co drugi dzień po 30 minut. Teraz czuję się świetnie! Przez anoreksję mam anemię i ciągle jestem osłabiona, ale ten UMIARKOWANY ruch bardzo mi pomaga.
    Trzeba przemyśleć czy nie przesadzasz.

    A oczywistym jest, że osoba, która niegdyś miała zaburzenia ma większą podatność na wpadanie w inne skrajności. Popatrzmy choćby na palaczy- na pewno słyszałaś, że większość z nich tyje przy wychodzeniu z nałogu ponieważ muszą zająć się czymś w czasie, w którym kiedyś palili tzn. podjadają słodycze.
    Tu jest podobnie.

    Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgadzam się z tym co napisałaś. Odkąd mam zaburzenia odżywiania popadam w schematy, obsesje... Nie raz chciałabym po prostu nie ćwiczyć, ale nie potrafię, wyrzuty sumienia, że jestem leniem zawsze wygrywają...

    OdpowiedzUsuń
  8. popadanie w skrajności nie jest dobre. W żadne. Jestem sporo starsza od większości blogowego towarzystwa, z zaburzeniami odżywiania mam do czynienia od 12 lat. Oczywiście oficjalnie jest już ok, ale masz słuszność - to jak z alkoholikiem, cały czas jest coś tam w tyle głowy. Uwielbiam ćwiczyć, teraz to już jest częścią mojego stylu życia, ale też przechodziłam przez etap - muszę i jedzenie wtedy było dozwolone. Jak sobie przypomnę ile już różnych etapów przechodziłam, czasami było lepiej, czasami gorzej. Długo by o tym pisać, nie jest to miejsce na takie podsumowania. Ważne jest żebyś postarała się znaleźć złoty środek w tym wszystkim, nie mówię, że będzie to od razu, ale z czasem się uda :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ze skrajności w skrajność - tak wygląda ostatnio moje całe życie..

    Bardzo bym chciała abyś stała się częścią ideii, którą właśnie tworzymy :) Tematyka oscyluje w tematy Ci bliskie - ćwiczenia, dieta ale także zaburzenia odżywiania. Widzę, że jesteś biegła w tym temacie także przyda się każda opinia. Zapraszam -> http://dzisiejsza-nadzieja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń