środa, 17 lipca 2013

Popsuty sprzęt i nie-bieganie.


I choć śniadanie było dziś nie tylko smaczne, ale i pyszne - jadłam bowiem bezcukrowe muesli z owocami ze świeżym bananem, jogurtem greckim, cynamonem i syropem z agawy - nie możecie go zobaczyć, bo zepsuł mi się aparat. Nie dość, że zostałam ze starą cyfrówką, to jeszcze zaczęła się psuć, a potem rozładowała. A ja nie wzięłam ładowarki. 

Dzisiejsze wędrówki po galerii sprawiły, że nie miałam już siły iść na basen, trudno, pójdę jutro - centra handlowe mnie wykańczają. I nieco przytłaczają. 


Według planu powinnam pójść rano pobiegać, ale nie poszłam. Wstałam trochę później, ale nie na tyle by był to powód, na niebie nie było chmur i stwierdziłam, że choć wcale nie łapał mnie leń jednak sobie odpuszczę. Mimo wszystko biegi u babci (może nie tyle same biegi, ale inne czynności z nimi związane) wyglądają inaczej i czuję się nieco skrępowana. 
Czy jeśli przez tydzień nie będę biegać poczuję różnicę po powrocie do domu i do treningów?  



wtorek, 16 lipca 2013

Babskie pogawędki.

pekanowo-klonowe crunchy z mlekiem sojowym, pół jabłka 
pecans-maple syrup crunchy with soy milk, half apple 


Dzisiaj był basen. Bardzo przyjemny - dawno nie pływałam. A później odwiedziła nas siostra babci i choć nie wiedziałam jak się nastawić na to spotkani okazało się bardzo udane, miło nam się rozmawiało.  Trochę o pierdołach, ale w gruncie rzeczy o ważnych sprawach. I to tak ciekawie, przy świeżych owocach i uchylonym balkonie. 

Mama zadzwoniła do mnie powiedzieć, że przyszedł list od Kasi. Nie mogę się doczekać, aż go przeczytam, szkoda tylko, że muszę czekać do weekendu. W tradycyjnych listach jest coś wyjątkowego, szkoda tylko, że w przeciwieństwie do e-maili trzeba za nie płacić i to czasem nie mało, jeśli chcemy wysłać coś oprócz listu. 



poniedziałek, 15 lipca 2013

Wszędzie dobrze...








owsianka na mleczku kokosowym z jagodami goji i masłem orzechowym, garść truskawek 
oatmeal on cocnut milk with goja berries and peanut butter, handful of strawberries 








Dziękuję za wczorajsze komentarze - chyba macie rację. 

Dzisiaj rano poszłam pobiegać, na początku babcia nie chciała mnie puścić (wcześniej nie wiedziała, że biegam), do tego trochę padało, ale w końcu po objaśnieniu mi przez dziadka najprostszej trasy nad stawy wyruszyłam. Bieg nie był długi, może 45 minut, ale lepsze to niż nic. 
Po południu wyszłyśmy z babcią na łowy i już jestem bogatsza o śliczną białą bluzkę, letnią sukienkę w kwiaty (którą jednak trzeba będzie nieco zwęzić pod pachami), garść kosmetyków i syrop z agawy, na który za sprawą Sophie Dahl miałam od dawna chętkę. 

Poza domem czuję się nieco nieswobodnie (może to z powodu małej ilości miejsca w odstąpionym mi pokoju, w którym nieco utrudnione są ćwiczenia?), ale nie źle. Więc chyba wszystko w porządku. Poszłam biegać, namiętnie rozwiązuję krzyżówki, mam dobry nastrój - jest w porządku! 

Mam nadzieję, że u was też. 



niedziela, 14 lipca 2013

Wakacje u babci i jedzeniowa logika.


Znowu bez zdjęcia śniadania, ale aparat zostawiłam w torbie w pokoju, w którym spali dziadkowie, a przecież nie będę ich budzić w niedzielny poranek, bo chcę zrobić zdjęcie. Zjadłam ze dwie kromy razowca z masłem i sałatą i jedną z masłem orzechowym. Babcia trzyma w lodówce bardzo smaczne masło orzechowe, nie jestem pewna jakiej produkcji, bo nie ma na nim polskiej etykiety, to chyba z typu tych, o których kiedyś pisała Sylvvia - ze "skórkami" fistaszków - jest ciemniejsze i ma inny posmak. 


Na deser pierwszy raz od roku zjadłam sernik, a dokładniej sernik na zimno z galaretką i truskawkami - pychota! Uraczyłam się solidną porcją z dodatkową garścią truskawek i teraz muszę popijać rumiankiem. Żartuję, nie było aż tak źle, ale zjadłam sporo. Ostatnio coraz częściej zdarza mi się np. bradzo dużo jeść na kolację, niby ze strachu, że wcześniej nie zaspokoiłam swojego limitu kalorycznego (i często tak właśnie jest), ale w rzeczywistości sprawia mi to pewnego rodzaju chwilową "przyjemność", która potem mija i nadchodzi uczucie pełności (szczególnie biorąc pod uwagę moje problemy gastryczne) , albo nie. Nie jest to napad i mówię to z całą świadomością - jako była bulimiczka, ale jest to lekko niepokojące. Z drugiej strony może mi po prostu wydaje się, że na ten jeden posiłek jem za dużo, a w rzeczywistości jest to dla mnie odpowiednie, bo np. o innej porze robię wiele rzeczy i wolę czuć się lżej, a po kolacji mogę już tylko wypić herbatę,umyć się i iść spać, a najedzony brzuch nie powinien mi ciążyć.

U babci zostanę na około tydzień, postaram się robić zdjęcia i wstawiać (jeśli będzie dało się na nie patrzeć, bo zostałam ze starą cyfrówką, a to biorąc pod uwagę moje zdolności fotograficzne może się źle skończyć)





sobota, 13 lipca 2013

Biegowe pomiary i konkurs bcaa.

pełnoziarniste placki z poziomkami posypane cukrem pudrem z cukru trzcinowego
wholemeal pancakes with wild strawberries sprinkled with powdered sugar of cane sugar 

Czy mój krokomierz już się zepsuł, czy ja jestem nienormalna? A może biegając po swoim małym mieście przez 1 godz. 30 minut mogłam zrobić (przeszło) 16 km? Nie, nie, to raczej niemożliwe. Niby nigdy wcześniej nie mierzyłam przebiegniętych odległości, ale... Ratujcie ludzie z biegowym doświadczeniem! 


Zdecydowałam się wziąć udział w konkursie firmy bcaa.pl znalezionym u Sylvvi. To mój pierwszy taki konkurs i nagrody bardzo mi się podobają (ale wolę się nie nastawiać). 




piątek, 12 lipca 2013

Magiczne resztki.

 
kasza jęczmienna na mleku sojowym z cynamonem, imbirem, gałką muszkatołową, kakaem i masłem orzechowym polana sosem ze śliwek i cukru trzcinowego 
pearl barley on soy milk with cinnamon, ginger, nutmeg, cocoa and peanut butter glade sauce of plums and cane sugar 

Kasza została z wczorajszego obiadu, dodałam trochę sojowego mleka, choć przecież byłą już ugotowana, przyprawy i masło orzechowe - to najlepsze z Lidla, które samodzielnie opróżniłam już prawie całe (ma prawie 0,5 kg), a mija dopiero drugi tydzień. 
Śliwki z ogrodu, ale z zeszłego roku - zamrożone. Odnalazłam je robiąc koktajl z banana, młodego szpinaku, kefiru i właśnie mrożonych śliwek. Smaczny był. A teraz przyszłą pora na coś ciepłego, bo nad ranem obudził mnie kaszel i to nie kogoś z sąsiedniego pokoju, ale mój własny. Nie, nie jestem/będę chora. 



czwartek, 11 lipca 2013

Powroty* małe i duże.

*Chciałam napisać "potwory" ;) 


Dzisiaj na śniadanie jadłam waniliową, budyniową owsiankę na mleku sojowym z jabłkiem i masłem orzechowym. Zdjęcia nie zrobiłam. Ale jakie to ma znaczenie? 

Chciałabym wrócić na bloga i chyba to zrobię. Teraz, w wakacje, choć pewnie będą wyjazdy i nie każde śniadanie zostanie uwiecznione (nawet nie wyobrażacie sobie jak wygodne i swobodne stały się dla mnie śniadania bez aparatu w ręku). Dziś bez zdjęcia, ale zdarzało mi się wcześniej  robić je z myślą o dodaniu, ale do dodania nie dochodziło, więc jeśli znajdę czas pewnie je opublikuję. 

Z informacji ważnych, to biegam! Dzisiaj gdy już wywlekłam swoje cztery litery na zewnątrz (z tym mam zawsze największy problem) to tak sobie biegłam i biegłam, spokojnie, od czasu do czasu skręcając w nieznaną ulicę, zastanawiając się czy to rozsądne, ale z pełną radością, satysfakcją i praktycznie bez zmęczenia wróciłam do domu po 1 h i ok. 20 minutach, by za godzinę pojechać rowerem mamy (mój jest w naprawie) do Lidla. Po krokomierz. Szkoda, że nie miałam go tego ranka. Jestem ciekawa ile przebiegłam.