wtorek, 27 sierpnia 2013

Przedtreningowe frustracje i najulubieńszy smak.

przed biegiem: duży banan, bardzo dojrzałe kiwi 
pre run: big banana, very ripe kiwi 

po biegu: grzanki z chleba alpejskiego z twarogowym serkiem kozim i świeżą figą/ twarogowym serkiem kozim, świeżą figą i miodem spadziowym/ twarogowym serkiem kozim i miodem spadziowym (brak na zdjęciu) 
post run: toasts of alpine bread with curd goat cheese and fresh fig/ curd goat cheese, fresh fig and honeydew honey/ curd goat cheese and honeydew honey (without photo) 



Uwielbiam twarogowe (z naciskiem na twarogowe, bo twarde, dojrzewające już tak mi nie smakują) sery kozie. Są dużo smaczniejsze i delikatniejsze od krowich. A co dopiero taki ser połączony z miodem - rozpusta! To chyba jedno z tych kultowych połączeń. 



Chciałam napisać też o pewnym przedtreningowym problemie. Ostatnio przed biegiem (nie tylko bezpośrednio przed nim, ale już na na wieczór przed planowanym porannym wyjściem) dopada mnie swego rodzaju niepokój. Stresuję się treningiem. Nie wiem, czym jest to powodowane, bo już w trakcie biegu nie zdarza mi się żałować, że wybiegłam. Również po jego zakończeniu czuję się świetnie. Ale przed? To jakieś szaleństwo! Nie zawsze tak było, wydaje mi się, że wcześniej się tak nie przejmowałam. Może to taki okres przejściowy, to bardzo możliwe, nie zmienia jednak faktu, że dziś rano byłam gotowa (no, prawie) pójść do zbierającej się do pracy mamy i powiedzieć, że nie mam pojęcia czy iść biegać czy nie. 

Ostatecznie do niej nie poszłam, poszłam za to biegać i było bardzo przyjemnie. To był najlepszy trening od dobrych paru dni. Nawet kolka zaczęła się pojawiać dopiero po 40 minutach biegu i wtedy jakiś jadący rowerem pan zapytał "Co, źle się czujemy?", "Kolka!" odpowiedziałam wyginając usta w coś na kształt uśmiechu, postałam jeszcze chwilę, a gdy ból minął wróciłam do biegu. 

Od razu przypomniało mi się, jak kiedyś podczas biegania w parku wśród ludzi (nie było tłumów, ale pusto też nie było) i kilku biegaczek zaczął mnie bardzo silnie boleć brzuch (nie, to nie była kolka), zeszłam ze ścieżki zgięta wpół z bólu, miałam nadzieję, że przejdzie, ale nie przechodziło, chyba oparłam się o drzewo, nawet kopnęłam w nie ze złości, bo miałam dużo siły i chęci by biec, ale nie byłam w stanie. Normalny ból ustępuje, gdy się zatrzymam i chwilę postoję lub przejdę do marszu, ale ten utrzymywał się nawet podczas chodzenia. Ruszyłam więc powoli do domu czując dziwne parcie, a gdy już doszłam, pomińmy szczegóły, czyściło mnie. I nie istotne są w tej marnej opowieści moje problemy gastryczne, ale to, że wtedy na prawdę byłam przestraszona tym co się ze mną dzieje, wokół było trochę ludzi, nawet tych biegających, którzy mogli mieć jakieś doświadczenie, ale nikt się mną nie zainteresował. 

Lecz wróćmy do tematu - chodzi o to, że stresuję się przed (tylko przed) biegiem, nawet jeśli jest to lekki, bardzo przyjemny bieg i nie wiem co z tym zrobić. Chyba czasami po prostu nie słuchać siebie. No i z tą kolką łapiącą mnie za każdym razem chyba też powinnam coś zrobić. 





4 komentarze:

  1. Też mam problemy z kolką >.<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie...Wtedy po prostu przechodzę do marszu i czekam aż przejdzie, ew. jesli jest możliwość to gdzieś na chwilę siadam.
      P.S. Mogłabyś usunąć obrazkową weryfikacje komentarzy?

      Usuń
  2. ja też się stresuję przed biegiem, tylko jak biegam w dzień, wieczorem już nie, chyba boję się opinii innych

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak podane figi to rozkosz dla podniebienia! :-)

    OdpowiedzUsuń